— Wrzaski się uciszyły, słuchajcie umierającego. Niemamy czasu do stracenia. Za chwilę zginę. Nie żal mi życia, żal mi tylko was, których popchnąłem do zguby. W obliczu śmierci błagam o przebaczenie. Nic przeklinajcie mię!
— Jesteś niewinnym! krzyknął Przedpotopowicz.
— Dzięki wam, szlachetni ludzie! Niech Bóg ma was w swojej opiece. Mam do ciebie, drogi profesorze ostatnią prośbę. Jeślibyście nie zginęli, proszę za powrotem zawiadomić klub Ekscentryków, że ich prezes do ostatniego tchnienia został niedoścignionym. Jak daleko do naszych czasów?
— Sześć tysięcy lat pewno.
— Otóż zaświadczcie że dokonałem tego, czego żaden z ekscentryków nie dokona nigdy. Żem umarł z honorem, w obronie kobiety na 5950 lat przed własnem urodzeniem. Skończyłem! Niech żyje Wielka Brytania! niech żyje obowiązek i honor! Niech Bóg was ratuje!
W tej chwili zatrzeszczały sznury podtrzymujące pal i niby dwa węże podskoczyły w górę. Jednocześnie zabrzmiał głuchy łoskot opadłej ciężko kłody. Ofiara się spełniła. Gdy jedni zajęli się zasypywaniem dołu i ubijaniem ziemi, dwóch «dzikich» zbliżyło się do geologa. Zbadali czy więzy nie dadzą się zerwać. Wreszcie robotnicy i starszyzna odeszli, a za nią rozproszył się tłum gwarny.
Stanisław szlochał cicho. Geolog zapadł od nadmiaru wrażeń w odrętwienie. Zwolna nerwy się ukołysały — i z dziwną obojętnością myślał o czekającej go niewątpliwie kaźni. Słońce piekło ogniście, głód i pragnienie odezwały się z mocą żywiołową — ale nikt z mieszkańców wioski nie troszczył się o potrzeby jeńców. Wioska przybrała prędko zwykły swój wygląd. Przedpotopowicz patrzał teraz szklannym, zobojętniałym wzrokiem na to, coby go dawniej żywo zajmowało. W samym środku wioski przedhistorycznej widział szeregi dusznych chruścianek, prototyp domostw wszystkich czasów i stylów. Widział skałę i drzewo święte na wzgórzu, a w pobliżu zaledwie z gruba ociosanego bałwana z drzewa, kiełki majestatycznych świątyń i arcydzieł dłuta. Widział garncarza, którego następcami będą chińscy, etruscy, i greccy pracownicy, jak niemniej rzemieślnicy w Sevre i Saksonii, patrzył jak ten artysta, pełen bezwiednego natchnienia i powagi zdobił
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.