Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaźnie ramienia i począł zręcznie rozwiązywać sznury, wpijające się w ciało profesora.
Teraz w blasku pożogi poznał geolog młodziana, któremu lord uratował dziewczynę. Mówił coś wdzięczny syn natury, bełkotał przerażony wskazując na płomienie, — ale geolog nie wiele z tego zrozumiał. Uczuł się tylko wolnym wraz ze Stanisławem. Dziki młodzian wcisnął mu w dłoń własną siekierę, łuk ze strzałami Stanisławowi i nakazał gestami śpieszną ucieczkę. Za chwilę znikł jak cień, śpiesząc do pożaru. Geolog ze Stanisławem znaleźli się znowu sami, wolni, uzbrojeni i zdumieni wszystkiem, co zaszło.
Stanisław pierwszy zorjentował się w położeniu.
— Panie! tam bitwa! zawołał — wskazując na mocujące się cienie i na postacie walczące w jaskrawem oświetleniu łuny.


W cichej przed chwilą wiosce wrzał bój niespodziany...

W samej rzeczy. W cichej przed chwilą wiosce wrzał bój niespodziany. Na jeziorze poruszały się niespokojnie łódki, — widział geolog wyciągnięte do ciosu ramiona i czające się z napiętym łukiem dzikie postacie.
— To napad niespodziewany na wioskę, — zakończył.