Lord Puckins składa wizytę d-rowi Muchołapskiemu, poczem okazuje się, że nawet Sir Bradlay nic nie pomógł lordowi Puckinsowi.
W cztery dni potem zjawił się Puckins w cichem mieszkaniu naszego entomologa.
Można sobie wyobrazić, jak miłą gospodarzowi sprawił niespodziankę.
— Przyjacielu, czyś ty także wydrukował opis naszych przygód? — zapytał gość zaraz na wstępie.
— Uczyniłem to, — odrzekł, rumieniąc się, przyrodnik.
— I siedzisz tu jeszcze? — zawołał z podziwem lord Puckins.
— Cóżbym miał robić? Pracuję przecież nad monografią Syrphidów.
— Więc dadzą ci pracować?
— Któż miałby mi przeszkadzać?
— Kto? ty pytasz? — twoi czytelnicy, to naturalne!
— Nie dla mnie!
— Więc nie zasypują cię listami, owacyami, nie urządzają na cześć twoją rautów, nie przebierają się za jelonki, motylki, pająki, nie umieszczają portretów w dziennikach i na prospektach, nie dobijają się o autografy? Czy wasz słynny Lewandowski nie napisał na cześć twoją mazura? czy nie kradną ci wszystkich chwil? słowem nie zadręczają cię na wszelkie sposoby?
— Wcale, a wcale!
— A ileż wydań liczy twój opis przygód?
— Wydań? — zapytał d-r Muchołapski, — wątpię czy będzie kiedy drugie.
— Żartujesz! więc chyba gazety o tem milczały.
— Przeciwnie! niektóre podały nawet sprawozdania, kreślone jak się u nas mówi, «sympatycznem piórem.»
— Czemu przypisać ten spokój?
— No, widzisz milordzie, my mamy tyle spraw bieżących, miejskich, te nas pochłaniają... ale nauka...