a wyżej rozwinięta garstka Chamitów. Z łatwością wzięła ona przewagę nad ciemnym i łagodnym ludem i zaprzęgła go w jarzmo ciężkiej pracy, owoce takowej obracając na swój pożytek. Naczelna kasta despotycznych przybyszów zawładnęła żyzną i zdrową krainą.
I wystrzeliła na tym gruncie, niby smukła palma, dziwna cywilizacya.
Wysoka i piękna, a jednak szczupła, bo zazdrośnie przed tłumem strzeżona, opromieniała nieliczną zaledwie garstkę kasty uprzywilejowanej.
Niedoskonałą ona jeszcze była, a jednak w niektórych objawach potężną, skoro szczątki jej budzą cześć i podziw w nowożytnych mędrcach ziemi...
A resztki te nie kończą się bynajmniej na rzeźbach i piramidach, na obeliskach, ani na sfinksie. Większy jeszcze podziw i zaduma porywa człowieka, gdy odtworzy sobie w wyobraźni tysiące dobrodziejstw cywilizacyi, z których ówczesna ludzkość już wtedy korzystała, gdy wsłucha się w słowa mądrości «wyrysowane» na starych papirusach i grobowcach.