— Telegramy przynoszą przerażające szczegóły. Niesłychana panika owładnęła ludnością. Pociągi kolejowe wiozą tysiące osób, uciekających z południa. Lublana zrównana niemal z ziemią, całe miasto obozuje na placach, w ogrodach lub za miastem. W Tryeście sądzono, że nastąpił koniec świata. W Zagrzebiu ludzie półnadzy tysiącami wylegli na ulice. Miasto Cilea leży w gruzach; ziemia drży dotąd! Ale to nie koniec! przed chwilą otrzymałem smutną i zdumiewającą depeszę z Trawnika od mego przyjaciela, profesora Przedpotopowicza. Donosi mi, że o mało nie został zasypany gruzami walącego się domostwa, w którem bawił chwilowo dla studyów naukowych,
Lord Puckins zamyślił się nagle.
— Profesor donosi, że gwałtowne wstrząśnienia od trzech dni już z rzędu ponawiają się z coraz większą siłą, a zrozpaczeni mieszkańcy są na najgorsze przygotowani rzeczy.
— Może się wulkan otworzyć! przerwał mu Puckins, ale machnął ręką i mruknął: i wulkany mię już nudzą...
— W pobliżu wsi, — ciągnął Muchołapski — gdzie mój przyjaciel bawi, otworzyła się przepaść bezdenna, coś niesłychanego w kronikach nauki. Wypadkiem tym profesor jest zelektryzowany. Telegrafował już do Suessa i kolegów w Londynie i Paryżu, aby niezwłocznie przybyli. Spodziewa się ważnych odkryć i cieszy się niemal z tego, że znalazł się przypadkiem w miejscu tak ważnej katastrofy.
Oblicze Puckinsa zaczęło się ożywiać. Zadał parę pytań, dotyczących profesora, obciął i zapalił cygaro, — wreszcie ze stanowczością, właściwą mu w chwilach ważnych, przemówił:
— Pragnę zdążyć choćby na «resztki trzesienia,» a przytem zajrzeć do bezdennej szczeliny. Jadę natychmiast do Bośni i proszę o rekomendacyę do twego przyjaciela.
Jak postanowił, tak się stało.
Mimo przestróg, anglik, pragnący zdążyć choćby na resztki trzęsienia ziemia, wyjechał błyskawicznym pociągiem, żegnany trwożnie przez d-ra Muchołapskiego.
Ostatnie słowa anglika, rzucone z wagonu były;
— Spodziewam się, że tym razem sir Rambler za mną nie podąży!