Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dzięki! jesteś zbyt uprzejmym, profesorze. Ale cóż słychać u wrót piekielnych? Przybyłem przecież, aby zajrzeć wraz z tobą do wnętrza ziemi.
Na te słowa geolog spochmurniał.
— Sprowadziłeś mię z wyżyn zapomnienia na ziemię! — rzekł i zapanowała chwila milczenia.
— Twoje milczenie, profesorze, potwierdza opłakaną wieść, która mię już doszła.
— Ach! ta szczelina! to moja zgryzota!
— Więc prawda, że jej już niema?
— Niestety! Nie mogę jeść, spać, tylko myślę, com stracił!
— Ale widziałeś ją przecież?
— Bardzo niedokładnie. Wejścia broniły kłęby pary, wyrywające się z głębi ziemi. Wprawdzie ślady pęknięcia gruntu pozostały na znacznej długości. Całkiem świeże...
— To już dobrze!
— Cóż nam z tego! — odrzekł paleontolog, — gdy wejść już i badać przekroju nie mogę. Jest w całem zdarzeniu coś prawdy, ale musi się kryć dużo przesady w opowiadaniu górali o otworzeniu się owej okropnej przepaści. Dziś już jej niema, przy nowem wstrząśnieniu zawarła się. Opowiadano mi nawet ale to zakrawa mi mocno na bajkę że zanim przybyłem spuszczał się jakiś zuch do czeluści i cuda opowiadał o tem co w niej widział. Rozmawiałem nawet z tym bohaterem ale czyż można na ślepo wierzyć? Wobec wszystkiego odwołałem już przyjaciół z drogi i sam badam pęknięcie, szukam, czy nie została choćby najmniejsza szczelina, przez którą dostałbym się do głębin ziemi, ale wątpię już, czy mi się powiedzie. Tak głęboka szczelina! tak niezmiernie ciekawa i wszystko przepadło!
Lord jął pocieszać uczonego.
— Nic jeszcze straconego. Jeśli zechcesz, będziemy szukać!
— I owszem, — odrzekł profesor z mocą. — Jutro udamy się na poszukiwania.
— Wybornie!
— Rozpadlina poczyna się tuż pod wsią w głębokim wąwozie, prawie przy naszym domku. Jest to miejsce pełne strasznych legend i podań. Żaden z tutejszych mieszkańców w nocy bez drżenia o niem nie myśli. I ty, lordzie, chociaż jesteś zahartowany na wszelkie wrażenia, z pewnością doznałbyś nowego uczu-