cia, znalazłszy się tam w taką noc, jak dzisiejsza, kiedy światło księżyca nadaje każdemu przedmiotowi fantastyczne kształty. Ale dosyć o tem, jutro rozpoczynamy poszukiwania we dwóch. Tymczasem, chodź do izby odpocząć i posilić się po trudach podróży.
Gdy nowi znajomi spożyli niewykwintną kolacyę i wyczerpali bieżące tematy, geolog otworzył drzwi i wprowadził gościa do sąsiedniego pokoju, zarzuconego okazami paleontologicznemi.
— Czyżby to był plon z tej wioski? — zapytał anglik.
— O! nie! wykopało się to w różnych miejscowościach po drodze; teraz gatunkuję i pakuję do dalekiej drogi! Połowa zdobyczy spoczywa już w skrzyniach, a mam rzeczy, które mię cieszą, — dodał z tryumfem.
— Dokonałeś, profesorze, jakiegoś niezwykłego odkrycia?
— Niestety, nie! Znoszę tylko pyłki do gmachu wiedzy. Zdobyłem nieco skamieniałości dla naszego muzeum. Najbardziej cieszy mię okaz lwa jaskiniowego (Felis spelaea).
— I kiedyż to lwy w Bośni żyły? — zagadnął ciekawie anglik.