— Bardzo niedawno, bo jeszcze w ostatniej dobie geologicznej zwanej pleistocenem.
— Ileż to lat temu?
— Może kilkadziesią tysięcy, — odrzekł profesor niedbale.
— Bardzo niedawno! — powtórzył anglik. Profesor zauważył ironię.
— Mówię o gatunku wygasłym. Dziś żyjący gatunek lwa do niedawna jeszcze bywał w Europie nierzadkim zwierzem. Według podań klasycznych lwy czuły się w Tracyi, jak u siebie. Napadały przecież na wielbłądy wojsk Kserksesa. Wracając do mego lwa powtarzam, że zazdrościć mi będą, skoro w wielkiej sali ustawię cały szkielet. Niebrak w nim ani jednej kostki! Większym jest i piękniejszym od przepysznego okazu, znalezionego przez Wankla w jaskini słupskiej na Morawach[1]. Wprawdzie na tę całość złożyło się kilka osobników, ale nie moja w tem wina. Skoro żaden nie przechował się w całości, musieli wszyscy razem posłużyć do odbudowania swego typu.
— A drobne braki zapewne dały się uzupełnić kostkami ich niewinnych ofiar, antylop, koni...
— Przestań pan! — wołał geolog, zatykając uszy. — Nie mogę słuchać takich drwin. Mój szkielet jest bez zarzutu. Byłbym shańbionym, gdyby choć jedna kostka okazała się obcą.
Ścisłość naukowa, mój panie, przedewszystkiem. Minęły już czasy takich, co składali fikcyjne węże morskie, albo smoki z kręgów niedźwiedzi, ichtyosaurów i mamutów. Minęły czasy takich akademików, jak Henrien. Utrzymywał on (zapewne na podstawie kości mamutów i innych zwierząt zaginionych), że Adam mierzył 38½ metra, a jego zacna małżonka 37 metrów wysokości.
- ↑ Obecnie okaz ten znajduje się w Muzeum Geologicznem w Wiedniu.