Ta strona została uwierzytelniona.
— Zdrajco! porachujemy się skoro wyjdziesz na wierzch! — wołał groźnie anglik.
Zwycięztwo! raduj się lordzie.
— Ja też nie myślę wychodzić, — odezwał się profesor, — dopóki nie dosięgnę dna przepaści...
— Dla czegoś sam się wybrał?
— Spałeś lordzie tak smacznie, żem nie miał sumienia cię budzić...
— To zazdrość! Chciałeś pierwszy wstąpić w czeluść, ale spotka cię zasłużona kara!
— Cóż uczynisz?
— Nie odstąpię od jaskini, dopóki mi w ręce nie wpadniesz.
— Wybornie! pójdę przeto głębiej. Może znajdę inne wyjście, a wtedy nie spotkamy się prędko.
— Czy nie zamierzasz, profesorze, powędrować do antypodów? — zapytał Puckins.
— Byłbym najszczęśliwszym z ludzi, gdyby mi się to powiodło!
— Więc szukaj innej drogi — tu jesteś moim więźniem,