jedyna szklaneczka, uratowana z całej butelki oświeżyła zaschłe gardło przyjaciół. Osuszono następnie uratowane pół butelki i po tem niemiłem intermezzo siły i animusz przeciwników nietylko nie osłabły, ale wzmogły się nawet. Pierwszy anglik powrócił do przerwanej dysputy.
— Prawiłeś, że nasza cielesna doskonałość jest złudzeniem. Ciekaw jestem o jakim ty ideale marzysz dla ziemi? Czyż ci nie dosyć cudów, które w człowieku się urzeczywistniły?
— Ziemskiego ideału nikt przewidzieć nie zdoła!
— Profesorze! wspomnij na skarby ducha, na skarby piękna i dobra, obficie rozlane w naszym rodzie...
Paleontolog gorzko się uśmiechnął.
— Jeżeli kładziesz na szalę brylanty natury ludzkiej i olśniewasz się ich blaskiem, to pozwól mi rzucić na drugą niezrównane podłości, okrucieństwa i nizkie instynkta, w których nasz ród prześcignął stanowczo wszystkie, ale to wszystkie zwierzęta, a wtedy zobaczysz, jak mało w nas lepszego pierwiastku, jak mało jeszcze ducha, a jak za to wiele zmysłowego zwierzęcia, doprowadzonego częstokroć do potęgi! Dziewięć dziesiątych ludzi zużywa dotąd swe ludzkie uzdolnienia na zadawalnianie głównie najniższych popędów. Wspaniałe zaiste korony stworzenia!
— Niepoprawnym jesteś pesymistą! — syknął anglik. — Z bólem muszę przyznać, że masz trochę słuszności. Ale przecież ród nasz wiecznie nikczemnym nie pozostanie! Zadatki dobra, które w sobie nosi, rozrosną się niebawem i przygłuszą chwasty. Człowiek wtedy ze zgrozą spojrzy na dawną nędzę i stanie się istotą na wskroś szlachetną i uwielbienia godną.
— Sam przyznałeś, lordzie, że człowiek musi dopiero odmienić i udoskonalić, jeśli ma stanąć na wyżynach, które już przeczuwamy. Otóż posłuchaj mię, dumny królu ziemi. Jeśli, mimo całą nizkość naszą, przeczuwamy świat lepszy i tęsknimy doń — już on nie może być mrzonką, ale musi być piękny, wielki i wprost niedocieczony dla słabego umysłu naszego.
Może być bardzo, że jesteśmi już w progach tego świata wyższego, temu nie będę przeczył, ale i to mi się zdaje pewnem, że kajdany naszej cielesności nie puszczą nas jako ludzi zbyt wysoko...
Człowiek nie wytrzyma nadmiaru ducha, ideału, podobnie jak ryba nadmiaru powietrza... i musi ustąpić miejsca innym, albo, jeśli zdoła, musi się, jak ryba, z gruntu przetworzyć.
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.