szych istot, ale domyślam się ich we Wszechświecie, gdzieś... w Eterach! Na ziemi, daruj, ale nie umiem sobie wystawić nic gogniejszego nad teraźniejszego człowieka...
— To nie dowód! I ryby Dewońskie nie wyobrażały sobie nic doskonalszdgo od siebie, a przecież jest na ziemi człowiek. Trzeba się wznieść trochę aspiracyami i zarazem upokorzyć, a wtedy łatwo się zgodzisz ze mną, że cała wiedza nasza o świecie jest względną i ściśle ludzką; bo opiera się na ograniczonych zmysłach naszych. Gdyby tylko te zmysły lepiej funkcyonowały, gdyby ich było więcej, gdybyśmy dłużej pamiętali, albo dłużej żyć mogli, gdybyśmy mniej poziomych instynktów i namiętności nosili w łonie — o ileż lepsze byłyby nasze serca, o ileż głębszą i subtelniejszą stałaby się ta sama wiedza!... Cały poziom umysłowości naszej jest ściśle ludzki, tuzinkowy, zastosowany do naszych ułomności i brutalnych potrzeb. Jak my nędzni i zaślepieni! Nie zatamowaliśmy jeszcze nawet rubinowych strumieni krwi, własną ręką wylewanych, nie stłumiliśmy jęków bólu i konania, a mówimy, żeśmy ideałem! Czyż po to Duch zstąpił na zięmię, aby się jego dzieci wiecznie płatały i mordowały, wiecznie w nieprawościach nurzały?
Czyżby się bez tych jatek i nędzy obejść nie mogło? Czyż ciągle ma się snuć na ziemi pasmo zwierzęcych namiętności i zbrodni? Nie! po stokroć nie! Skoro nawet dzieci, wyrosłe na tym pniu krwawym, czują, że powinno być inaczej, to już nawet na ziemi może być i będzie zapewne inaczej.
— Ale czy jesteś w stanie wyobrazić sobie typ, choć cokolwiek odpowiedniejszy na ideał ziemski?
— Nie trudno o to! Pomijając idealne kreacye naszych poetów i malarzy, jako niezgodne z wymaganiami rzeczywistości, możnaby nawet wśród naszego otoczenia znaleźć materyał na wyższe istoty. Weź pod uwagę choćby typ owadów. Są wśród nich gatunki w stanie dojrzałym nieprzyjmujące żadnych pokarmów, albo osobniki, nieznające nigdy co to ojcostwo lub macierzyństwo. Popatrz choćby na bezpłciową, «nijaką» pszczołę lub mrówkę i wystaw sobie, że węzły mózgowe tych istot wzrastają do stopnia, potrzebnego do objawienia się wyższych uzdolnień...
— Profesorze! — wykrzyknął zgorszony anglik. Geolog uśmiechnął się z politowaniem.
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.