Zaledwie nasi podróżni uszli kilkadziesiąt kroków, wązkie i nizkie sklepienie czerwonego piaskowca rozszerzyło się nagle ukazując kolosalną pustkę. Ściany były czarne, twarde i połyskujące, z pustki biło gorąco.
Tu opatrzono się dopiero, że Basanis znikł, a Stanisław objaśnił, że niechętny już od dłuższego czasu powrócił. Stanisław także doradzał odwrót, — ale napróżno.
Profesor zapalił się i zapowiedział, że póty będzie się posuwał, dopóki mu sił starczy, póki białko jego krwi nie zacznie się ścinać, że koniecznie musi minąć Kambryjskie pokłady, jeśli tu są dochowane, i dostać się do warstw Archaicznych.
Jakoż wyprzedził towarzyszów i zniknął w ciemnej czeluści, a za nim, rad nie rad, podążył Stanisław. Anglik all right! — zawołał i zrównał się z przyrodnikiem.