Ta strona została uwierzytelniona.
Przejście było zatkane przez obsunięte rumowisko skalne.
Zgodzono się na to, i żywcem zagrzebani spuścili się jeszcze niżej. Posuwali się niebezpiecznym kurytarzem w milczeniu, a końca szczeliny nie było; nigdzie bocznego przejścia któreby dać mogło choć iskrę nadziei. Nikt nie spoglądał na zegarek, stracono też zupełnie rachubę godzin. W tym marszu Przedpotopowicz opatrzył się, że światła starczy nie na długo.
— Zgaś, lordzie lampę — odezwał się, zadmuchując swoją. — Dość nam na teraz jednej, oleju mamy niewiele.