Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozkaz został spełniony i przy jednym bladym płomyku trójka tuła się w podziemiach póty, póki sił starczyło. Dopiero, gdy profesor usiadł bezwładnie na twardej i gładkiej skale, towarzysze niemniej od niego wyczerpani przerwali bezużyteczną wędrówkę. Kilka godzin bezowocnego błądzenia odjęło wszystkim pewność siebie i zimną krew, okazane na razie. W ponurym nastroju, z uczuciem dotkliwego pragnienia, wstał pierwszy geolog z twardego łoża i naglił do nowych wysiłków. Stanisław był już zupełnie przygnębiony. Jeden Puckins usiłował okazać obojętność i pogwizdywał nawet czasami.
— Jestem spokojny o los nasz, — mówił tonem przekonania. — Nie wątpię, że wasze zuchy rychło dostrzegą długą naszą nieobecność, przekopią rumowisko i uwolnią nas z pułapki. Szkoda tylko że niemamy wina. Z rozkoszą wychyliłbym szklankę szampana!
Słowa te zabrzmiały niby «memento mori.» Nikt nie odrzekł słówka. Upłynęło znów parę godzin. Wypaliła się lampka Stanisława i rozniecono światło w lampce profesora. Znowu uciążliwy marsz, to nadół, to pod górę. Coraz częściej podróżni ocierali czoła okrwawionemi rękami, coraz częściej ze spieczonych i drżących warg wyrywały się westchnienia.
— Pół życia dałbym za odrobinę wody! — szepnął przez zaciśnięte zęby anglik.
— Mnie wkrótce pozostawicie panowie tutaj, — odezwał się stłumionym głosem Stanisław. — Profesor tymczasem, ożywiony gorączkową energią, badał przy bladym promyku dogasającej lampki naturę pokładu i temperaturę.
— Wkrótce skończą się nasze utrapienia. Podusimy się w gorącu blizko 47 stopni, — zawyrokował ponurym głosem.
— Dajże Boże, aby to prędzej nastąpiło! — westchnął Stanisław. Nie mam już sił!
— Ja ledwie się na nogach trzymam, — rzekł geolog.
Tymczasem zgasła i druga lampka. Lord zapalił swoją, ale musiał ją zadmuchnąć.
— Zostawmy to na nieprzewidzianą potrzebę — zawyrokował paleontolog. — Teraz możemy już odpoczywać.
Ułożyli się jeden obok drugiego, pół drzemiąc, pół czuwając, nie licząc wolno upływających godzin. Czuli dobrze, że czekała ich najokropniejsza śmierć, która zwycięża bez walki. Cier-