— Nie wiem, — odparł powoli lord Puckins, — spytaj o to swego zucha. Wyciągnął mię z przeklętego tunelu właśnie w chwili, gdy miałem zamiar...
— Niech już pan o tem zapomni, — przerwał mu pośpiesznie Stanisław.
— Przeciwnie, niech twój pan wie, z jakiem ma do czynienia zwierzęciem. Stanisław ocalił mię w nagrodę za mój niezłomny zamiar skosztowania go żywcem! — dokończył lord Puckins. — Doprawdy nie mógł się bardziej w porę obudzić, gdyby się o minutę spóźnił, zostałbym tygrysem i zginęlibyśmy obadwaj.
— Okropność! — szepnął geolog, domyślając się niedomówionej reszty.
— Musisz być głodnym, przyjacielu? — zapytał anglik. — W istocie Przedpotopowicz pomimo wyczerpującego, cieplarnianego gorąca, doznawał nieznośnego szarpania wnętrzności. Organizm upominał się o należną daninę. — Przewidzieli to towarzysze i anglik podał mu jakiegoś skorupiaka.
— Własnemi dla ciebie złowiłem rękami, profesorze, posil się i ruszajmy ztąd jak najprędzej. Przeklęta okolica! Duszno, gorąco, pusto i nic lepszego nie można było zdobyć.
Geolog spojrzał na ofiarowany przysmak i osłupiał.
— Zkąd... się... to... wzięło? — wyjąknął z trudnością.
— Złowiłem na brzegu morskim, w płytkiem zagłębieniu, napełnionem wodą przypływu, — odrzekł z dumą lord Puckins. — Jest tam tego pełno.
— Niepojęte! niepojęte! — szeptał geolog.
— Dziwią pana, jak widzę, kształty tego paskudztwa — wtrącił Stanisław. — I my zastanawialiśmy się nad tem, bo nic podobnego nie widzieliśmy jeszcze. Ale mniejsza! Głód jest najlepszym kucharzem. Gdy on przyprawi, to najobrzydliwsza rzecz smakuje wyśmienicie.
— Ależ to Asaphus, typowy Trylobit Sylurski! — wykrzyknął Leszek Przedpotopowicz.
— Nie rozumiem, co w tem może być dziwnego? — odezwał się Stanisław. — Małoż to żywi morze przeróżnego robactwa?
— Jakiś ty szczęśliwy, że niewiele rozumiesz! — odrzekł profesor i przetarł rozpalone czoło. — Gdybyś był paleontologiem, mózg by ci się przewrócił pod czaszką...
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.