Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z tobą szkoda słów tracić — przerwał profesor, dysząc ciężko. — Dla ciebie żywy trylobit sylurski jest taki sam dobry, jak pierwszy lepszy inny mięczak...
— Tego nie powiedziałem! — skwapliwie zaprzeczył niezbity z tropu sługa — zbyt smacznym ten pański trylobit nie jest, ale od biedy...
— Masz tobie! A to mię zrozumiał! — przerwał mu na dobre zniecierpliwiony geolog. — Gdy ja gubię się w odmęcie przypuszczeń: zkąd się tu wziął typ od milionów lat wygasły na ziemi, tego żarłoka obchodzi jedynie smak nadzwyczajnego zwierzęcia. Więc słuchaj, może nareszcie zdołam ci wyjaśnić, że tu chodzi o coś ważniejszego. Co byś powiedział, gdyby na tem miejscu, w tej chwili, stanął przed nami twój żywy prapradziadek we własnej osobie?
Stanisław pomyślał chwilkę, uśmiechnął się rezolutnie, i zapewnił, że najprzód nie uwierzy, aby to nastąpić mogło, a powtóre, gdyby nawet zobaczył własnego prapradziadka, z pewnością wcaleby się tego nie domyślił.
— Jakżebym mógł poznać, skoro go nigdy nie widziałem? — a przytem, mój prapradziadek podobno nie kazał się nigdy portretować.
Profesor załamał ręce z rozpaczy nad bezskutecznością swej wymowy. Anglik zaś wybuchnął śmiechem. Stanisława ani na mgnienie oka nie wzruszyła zarówno tragiczność profesora, jak wesołość lorda. Nie tracąc też rezonu odezwał się w te słowa:
— Niech znów panowie mię nie krzywdzą ani wyśmiewają. Jak mi co tłomaczą jasno, to ja też zrozumiem, choć niby ciasną mam głowę... Rozumiem ja powód pańskiego frasunku. To przebrzydłe robaczysko znaczy dla pana akurat tyle, co dla mnie widmo pradziadka. Ale ja myślę, że się pan omylił, ten robak...
— Miej litość nad mojemi nerwami! skorupiak, powiedz, to będzie już lepiej!
— Dobrze! więc ten skorupiak może jest tylko bardzo podobnym do pradziadka... to jest przepraszam, do swojego przodka z epoki Sylurskiej, który już zaginął!
Profesor Przedpotopowicz uśmiechnął się. To prostacze rozumowanie podobało mu się. Nie zwracając tedy uwagi na wesołość lorda, poklepał pojętnego sługę przyjaźnie po ramieniu.