Onego czasu nad skalistym brzegiem
Ciemnej otchłani, siedział śpiewak młody,
Patrząc w skał szczyty pobielone śniegiem
I w kształt olbrzymów w słońcu jasne lody —
Słońce zachodzi, i ku dolnej ziemi
Coraz to niżej złotą głowę słania.
On w konających patrząc blask promieni,
Ku górom nuci taką pieśń rozstania:
« Smutno, ach! smutno, kiedy w orła gnieździe
Wąż gniazdo swoje założy,
Lecz smutniej blednie dzień nadziei w gwieździe
Co oświecała świat Boży!
Orzeł gdzieindziej skrzydłem pożegluje,
Lecz biada gniazdu pustemu;
Gwiazda koleją jasną pożegluje,
Lecz biada światu ciemnemu —
Bo kiedy orzeł dalej pożegluje,
W gnieździe węże wić się będą,
A kiedy gwiazda dalej pożegluje,
W dole ciemności osiędą —
Orzeł poleci na nowych łąk błonie
I nowe gniazdo założy,
W którem orlęta, utuliwszy skronie
Wylecą w wielki świat Boży —
Gwiazda w niebieskiej promienia kolei
Innym światom świecić będzie,
Ale na próżno szepcze głos nadziei,
Że jasność powróci wszędzie!
Orle! powracaj w twe rodzinne gniazdo!
Wszak słońce wraca do chmury,
I ty, o! błyśnij jaśniejąca gwiazdo,
Bez ciebie — kraj ten ponury —