Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/137

Ta strona została przepisana.

Lecz smutne dziewczę, z nietajną radością,
W trwodze mu szereg komnat ukazało —
I za nim okiem rzuciło ciekawie,
Aż znikł i kroki jego nikły — dalej —
Aż znów w komnacie spotkał trzecią Panią,
Ta najpiękniejsza, już była urodą,
I dumną, królów, dziewica, postawą —
Lecz na jej czole smutek kwitł najsilniej!
Szata jej z słońca utkana promieni,
A na jej skroni, wianek gwiazd drgał blaskiem —
A lilji berło śnieżne miała w dłoni,
Aby go oddać — w czyjeż? w czyje dłonie? —
A słońce świeci jej —
Lecz i ta łzami świetlana, swą lilją
Drogę wskazała, dalej, i szedł książę,
Aż w jednej kirem okrytej komnacie,
Spotkał karlika malutkiego bardzo,
I schylonego, acz pięknego licem —
A blady smutek strzelał z jego twarzy,
Acz ślady dumy na niej nie wygasły. —
Wtedy zawołał młodzian niecierpliwy:
«Wskażcież mi drogę do tej hydry podłej,
Bym pomścił krzywdy moje w gniewie moim!»
A karlik zasie, rzekł tylko: «poczekaj!»
I wiódł go długo, długo, długo, długo,
Aż go do wielkiej sali przywiódł iście.
Tam w środku biło źródło pełne gadów,
Kipiało warem i syczało dziko. —
Karzeł rzekł: « w zamku tym jest komnat tyle,
Co dni wśród roku, i okien co gwiazdek.
I twój był taki, a przeto z zawiści
Chciała go zburzyć żmija czarownica —
Reszty nie mogę rzec ci, lecz tak działaj:
Tutaj, rzekł, umocz, miecz twój — » książę zmoczył,
A karzeł wiódł go do wtórego źródła.
To było czyste jak szyba niebieska —
«I w to rzekł, umocz, miecz twój nagi teraz»
A gdy go zmoczył, rzekł szepcąc do ucha: