O! ty pachole drobnemi kroczkami
Ha! nie chodź jeszcze — tam! tam tak wysoko —
Tam wisi wielka arfa nad arfami,
Gniazdo piorunów, aniołów skrzydłami
Wsparta — tam wisi — niedosięgnie oko —
O! wpierw bądź mężem — bo runiesz głęboko —
Ach! ona ciebie przywali! —
Nawet matka nie ocali. —
Tak woła matka głośno ze drżeniem,
Z trwogi do kolan staje kamieniem. —
O matko, matko pójdę za orłami
Dotykam arfy, arfy nad arfami —
O! gwiazdy kąpią się w źrenicy mojej
Lecz się zachwiała — padnie — ja bez zbroi! —
Padła — przybiła biada! swym ciężarem,
Matko, ja wiszę nad otchłani jarem!
O ty pacholę zuchwałe marzące,
Nie tykaj miecza co wisi na ścianie
O! tyś za młode — ty chłopię płonące,
Zostań w objęciu mojem! kochanie!
On padnie na cię ze ściany
I przetnie w dwoje twe ciało,
O! chłopcze kochany!
Dni twoich mało — latek twych mało! — —
Tak błaga matka jak liść ze drżeniem
Z trwogi po piersi staje kamieniem!