W błękity wzlata skowronek
I wita słońce w obłoku.
Nocy, z tych skarbów co w koło
Widziałem — nie chcę twych kwiatów! —
Tylko daj mi w twoich światów
Daj — jedną gwiazdę na czoło!
Nie nam twe piosnki słowicze,
Nie nam twych pieszczót słodycze,
Nam grom zmartwychwstań ogromny,
Dzwon z złotem sercem potomny! —
Widziałem ciebie twarz w twarz w twej piękności,
I wzywam lutnię — nad świętych mogiłą
Wieszam ją — w bujnej dębu zieloności,
Niech dzwoni cicho — chrobrą burzy siłą. —
Nie przeto nosisz na czole te ciernie
Abyś je grzesznem okiem rozpatrywał,
Lecz byś je dźwigał w wielkiej ciszy wiernie
I krwawe grzechy nie krwawo umywał. —
Pustelnik duchem w ponurych skał jarach,
Tobie pieśń boru stutysięcznem pieniem
Śpiewa w glos wielki, niknący w pieczarach —
Że skrzydło ziemi zowie się cierpieniem!
O upuść w dłonie dumne twoje czoło
I okiem zatoń w głębie twego ducha,
A głos twej pieśni popłynie nad sioło
Boże — że anioł stanie i posłucha. —
Acz piorun krwawy pali twoje skronie,
Acz serce wdowie, pokuta mu życiem,
Acz widzi martwem, co tu życiem płonie,
Posągu ducha! stój — z myśli powiciem!