Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/354

Ta strona została przepisana.

On nad sierocych snem tu czuwający;
Wiem tylko tyle — żem pogardzał niemi!
Z dziką radością w duszy pałającej
Tworzyłem światy — i dumny na ziemi,
Że tłum ich cały, i stary — i młody
Na mnie jednego splótł się tak w osobie,
I tylko w ciemnej nocy, w krzyk swobody
Krzyknąłem czasem — jak ptaszę na grobie! —
Dzięki młodości mojej, wam tyrani!
Coście tyrali mą młodość nikczemnie,
Dziś kiedy w grobach, daleko ode mnie
Wyście od gadów pognili, sterani.
Widzę że jako muchy i komary
I wyście czasem potrzebni na świecie,
Bo gdyby nie wy, wzrósłbym nędzne dziecię,
Tak jak tysiące dzieci — duchem stary!
Bo gdyby nie wy, nie znałbym miłości
Orlej swobody! — ni dla więzów wzgardy,
I byłbym niczem, w mej dobroduszności
Tak jak jest niczem człek — bez duszy hardej!
A tak — zawdzięczam dzisiaj siebie — sobie,
Sobie i siostrze jedynej — boleści,
Co mnie w opiekę już na matki grobie,
Dziecięciem wzięła — ach! i dotąd pieści!
O! bylibyście mogli i wnętrzności
Wysnuć mi z piersi — powie ból szyderca,
Gdybyście byli mieli — trochę serca!
I chociaż szczyptę w tem pruchnie miłości!
Bom ja był rzewny — i jak za aniołem
Byłbym za wiedzy poszedł apostołem
Przez piekło! — byle — miał iskrę młodości!
I byłbym kochał go miłością syna,
Co się nie kończy tam — gdzie się poczyna!
Lecz jam wzrósł jako dziki chwast na murze
Co kołysały tylko wichry, burze —
Co tylko niemą instynktu potrzebą
Nie wyrósł krzywo — rósł prosto w niebo! —
Bom zamurował w sobie co mi święte —