Ona bliżej — dalej — chyżej —
Znów z ócz traci łanię białą.
Znowu goni, znów dościga —
Ale chytra ta wietrznica,
Chyża jako błyskawica,
Z skały w skałę lekko śmiga!
«Emrodzie, Emrodzie na co Tobie
«Za płochym uganiać jeleniem?
«Emrodzie, Emrodzie spocznij sobie,
«Dąb stary cię wabi swym cieniem.»
Lecz wciąż pędził Emrod młody,
Jak wodospad z skał na skały —
Rozpiął orli lot swobodny,
Kędy młode żądze gnały. —
Raz jeszcze płocha wietrznica
W rączym skoku się wstrzymała
Raz jeszcze się obejrzała
I znikła — jak błyskawica!
Stanął Emrod zadyszany —
Potem wolniej szedł, dumając,
Tak samotnie rozmyślając
Kędy trafił zabłąkany? —
«Emrodzie, Emrodzie na co tobie
«Za wietrznym uganiać jeleniem?
«Emrodzie, Emrodzie spocznij sobie,
«Dąb stary cię wabi swym cieniem — »
Coraz rzadszy bór zciemniony,
Coraz rzadsze drzewa, skały,
W gaj zamienił się zielony
Kędy ptasząt hymny brzmiały —
W zielonej stanął dolinie.
Woni kwiatami dolina
Z dźwiękiem strumień po niej płynie,
Środkiem łono jej przeżyna —
A w tej dolinie czas mu spokojnie
I milszem płynie marzeniem,
Kraśne słońce lubo strojne
Milszym tu świeci promieniem.
Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/39
Ta strona została przepisana.