do Jezusa z zapytaniem: »Czy ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy oczekiwać przyjścia innego?« Jezus, który już nie wątpił o swem powołaniu mesyanistycznem, wyliczył im dzieła, po których miało się poznać nastanie królestwa bożego: a więc uzdrawianie chorych, zwiastowanie dobrej nowiny ubogim. Tego dokonał. »Błogosławieni więc — dodał — »którzy nie wątpili!« Niewiadomo, czy ta odpowiedź zastała Jana przy życiu, albo też, jakie wrażenie wywarła na surowego ascetę. Czy umarł pocieszony i przekonany, że ten, którego przyjście zapowiadał, już żyje, czy też miał jakie wątpliwości co do misyi Jezusa? Na to nie posiadamy żadnych wskazówek. Ale ponieważ szkoła jego istniała jeszcze dość długo obok szkoły Jezusa, przeto możnaby przypuścić, że mimo szacunku, jaki Jan żywił dla Jezusa, nie uważał go za tego, przez którego miały się spełnić boskie zapowiedzi. Zresztą śmierć położyła kres jego wątpliwościom. Niespokojne, pełne mąk życie niepodległego pustelnika miało zostać uwieńczone jedynem, godnem go zakończeniem.
Względność, okazywana przez Antypasa Janowi, nie mogła trwać długo. W rozmowach, jakie wedle chrześciańskiej tradycyi miewał z Antypasem, uderzał wciąż na jego nieprawy stosunek z Herodyadą i żądał jej oddalenia[1]. Łatwo sobie wyobrazić, jaką nienawiścią wnuczka Heroda Wielkiego zapałała do niego za tę zuchwałą radę. Herodyada czekała tylko sposobności, aby go zgubić.
A miała z pierwszego małżeństwa córkę imieniem Salome, ambitną i rozwiozłą jak ona; ta podzielała jej
- ↑ Mat. XIV, 4 i nast. Marek VI, 18 i nast. Łukasz III, 19.