poprzednikiem, nakazującym pokutę przed radosnem zjawieniem się oblubieńca, prorokiem, który zapowiadał nastanie królestwa bożego i umarł, nie ujrzawszy go. Istnym olbrzymem nastającego chrześciaństwa był ów człowiek dziwny, żywiący się szarańczą i dzikim miodem, surowy sędzia niesprawiedliwości; był on piołunem, który przygotował usta do słodyczy królestwa bożego. Ścięty za namową Herodyady, poczyna szereg chrześciańskich męczenników; on pierwszy świadczy o nowej wierze. Umysły, pogrążone w doczesności, ujrzały w nim swego wroga; przeto nie dopuściły, aby żył dłużej. Okaleczone jego zwłoki, leżące na progu chrześciaństwa, znaczą krwawo drogę, po której następnie tylu innych kroczyć miało.
Szkoła Jana nie zginęła razem ze swym założycielem. Istniała jeszcze czas jakiś niezależnie od szkoły Jezusa i pozostawała z tą ostatnią w dobrych stosunkach. Jeszcze wiele lat po śmierci obydwóch mistrzów przyjmowano chrzest Jana. Byli tacy, którzy jednocześnie należeli do jednej szkoły i do drugiej, jak np. sławny Apollos, współzawodnik Pawła — około 50 r. naszej ery — a także bardzo wielu chrześcian z Efezu[1]. W roku 53 Józef Flaviusz przyłączył się do szkoły pewnego ascety imieniem Banu[2], który wykazywał wiele podobieństwa z Janem i może wyszedł nawet z jego szkoły. Żył w pustyni[3], odziewał się liśćmi, żywił się korzonkami i dzikimi owocami, dniem i nieraz nawet