dzisiejsi Mahometanie traktują wolnomyślnych Europejczyków, posądzając ich, że są fanatycznymi chrześcianami. Jezus nie dał się uwikłać w sieć tych nieporozumień[1]. Miał kilku uczniów w Sychem i spędził tu przynajmniej dwa dni[2]. Razu pewnego wdzięczność i miłosierdzie okazali mu tylko Samarytanie[3]. Do najpiękniejszych jego przypowieści należy ta, o rannym pielgrzymie, leżącym na drodze do Jerycho. »Przechodził kapłan, spojrzał na rannego i poszedł dalej. Także i Lewita, dostawszy się na ono miejsce, a przyszedłszy i ujrzawszy, pominął go. Dopiero Samarytanin uczuł litość, zbliżył się, i nalał oliwy i wina na jego rany, a owiązał je«[4]. Z tego wysnuwa Jezus, że w węzeł prawdziwego braterstwa łączy ludzi miłosierdzie a nie religia. Dla Żydów »bliźnim« był tylko współwyznawca; ale wedle Jezusa jest nim ten, który bez względu na sektę czyni miłosierdzie równemu sobie. Przeto nauka jego zawierała istotnie najszczytniejsze pojęcia o braterstwie wszystkich ludzi.
Myśli, do których Jezus doszedł, opuszczając Jerozolimę, znalazły najżywszy wyraz w anekdocie, opisującej jego powrót. Droga z Jerozolimy do Galilei ciągnie się o pół godziny od Sychem[5] naprzeciw kotliny, otoczonej przez góry Ebal i Garyzym. Żydowscy pielgrzymi omijali zazwyczaj tę drogę i ciągnęli na Pereę, aby nie narażać się na obelgi ze strony Samarytanów a także niczego od nich nie żądać. Nie wolno było z nimi jeść