przeświadczeniu, albo, powiedzmy lepiej, na nieznającym wątpliwości entuzyazmie. My, zbyt chłodni i powściągliwi, nie pojmujemy, jak można przejąć się w podobny sposób jakąś myślą i stać się jej apostołem. Dla nas, ludów nawskróś surowych, przeświadczenie opiera się na szczerości ze sobą samym. Ale to niema wielkiego znaczenia u ludów wschodnich, nie przywykłych do subtelności krytycznego ducha. Szczerość i kłamstwo to są dla nas pojęcia biegunowe, które się wzajemnie wyłączają. Na Wschodzie istnieje tysiąc przejść i połączeń. Twórcy ksiąg apokryficznych (np. Daniela i Henocha), ludzie nadzwyczajnej egzaltacyi, popełniali dla swoich celów i to bez najmniejszych skrupułów to, co nazwalibyśmy oszustwem. Dla człowieka Wschodu prawda materyalna niema żadnego znaczenia; on patrzy na wszystko ze stanowiska swych myśli, swych interesów, swych namiętności.
Historya byłaby niemożliwą, gdybyśmy się nie zgodzili na to, że szczerość należy pojmować rozmaicie. Wszystkie wielkie rzeczy robi lud; ale ludem nie można kierować bez zgody na jego idee. Czcić należy filozofa, który, wiedząc o tem, staje za szańcem swej wyższości w zupełnem osamotnieniu. Ale nie możemy ganić tego, który, poznawszy iluzye ludu, chce za pomocą nich na lud ów wpływać. Cezar wiedział o tem doskonałe, że nie był synem Wenery; Francya nie byłaby tem, czem jest dziś, gdyby przez tysiąc lat nie wierzono w buteleczkę świętej oliwy z Reims. Nam, ludziom bezsilnym, łatwo dziś zwać to kłamstwem i pysznić się z naszej trwożliwej uczciwości, patrząc z pogardą na tych, którzy w innych zupełnie warunkach umieli podjąć bój na życie i śmierć. Gdybyśmy zdołali tyle zrobić za pomocą