wników, wynajdywaczy skarbów ukrytych, a nie mają pojęcia, co stało się powodem tak szczególnych o nich wyobrażeń.
Wiele okoliczności skłania nas do twierdzenia, że Jezus został cudotwórcą dopiero późno i to z niechęcią. Niektóre cuda czynił dopiero wskutek długich próśb, z niesmakiem i po wyłożeniu błagającym ich prostactwa[1]. Pozornie niewytłómaczonem dziwactwem wydaje się fakt, że cudów dokonywał skrycie, a uzdrowionym zalecał, aby o tem nikomu nie mówili[2]. Gdy demony chciały go okrzyknąć Synem Bożym, nie pozwolił im odemknąć ust; uznają go za takiego wbrew jego woli[3]. Te rysy charakterystyczne znajdujemy głównie u Marka, który też jest przeważnie ewangielistą cudów i egzorcyzmów. Zdaje się, że ów uczeń, który dostarczył do tej ewangielii pierwotnej relacyi, z powodu podziwiania cudów stał się Jezusowi uciążliwym, i że mistrz, niezadowolony z przykrego rozgłosu, często napominał go: »Nie mów o tem«. Raz nawet niezadowolenie to przybrało ostrzejszą formę[4], z czego widać, ile przykrości sprawiało Jezusowi ustawiczne żądanie cudu ze strony tych ludzi małodusznych. Niekiedy możnaby przypuścić, iż ma już dość tych cudów, które mu niejako z pod stóp wyrastają, i że pragnąłby, aby o nich jak najmniej mówiono. Gdy żądali od niego cudu jego nieprzyjaciele, zwłaszcza cudu zjawiskowego, odmawiał sta-