tryumfu. Może wiara ta była raczej błędem innych, niż jego? Gdyby nawet wierzył w coś podobnego, to cóż z tego wynika? Marzenia podobne dały mu siłę do pójścia na śmierć, podtrzymywały go w walce, śród której mógł był nie wytrwać.
Należy tedy przyjąć, że królestwo boże Jezusa ma różne znaczenia. Gdyby Jezus był przejęty wyłącznie jedną myślą, że zbliża się koniec świata i że się na to ludzkość powinna przygotować, nie byłby przewyższył Jana Chrzciciela. I wtedy ostatniem słowem nauki jego byłoby: nie dbać o świat, który ma niebawem zginąć, wyrwać się z więzów doczesności, dążyć do przyszłego królestwa. Ale nauka Jezusa miała znaczenie rozleglejsze. On chciał stworzyć ludzkości nowy świat a nietylko przygotować ją na koniec świata starego. Gdyby Eliasz lub Jeremiasz wstali z grobów celem przygotowania ludzkości do rzeczy ostatecznych, nie byliby mówili tego, co on mówił. Jest to do tego stopnia prawdą, że nawet owa doktryna rzekomego końca świata przetrwała wieki i wpłynęła zbawczo na ludzkość. W wielu wypadkach mowy Jezusa nie są zgodne z teoryą objawienia. Nieraz głosi, że królestwo boże już nastało, że każdy nosi je w sobie, o ile jest tego godny, że można je w sobie stworzyć przez prawdziwe nawrócenie się serca[1]. Więc w tym wypadku królestwem bożem byłoby dobro[2], jakiś lepszy ład na świecie, panowanie sprawiedliwości, do czego każdy wierzący może się przyczynić w miarę możności; albo też znaczy to wol-