ność duszy, coś analogicznego do budaistycznego »wyzwolenia«. Prawdy takie, będące dla nas czystemi abstrakcyami, przedstawiały się Jezusowi jako żywa rzeczywistość. W umyśle jego wszystko staje się konkretnem, żywotnem: Jezus był człowiekiem, który wierzył silnie w możność urzeczywistnienia ideału.
Przyjmując utopie swego czasu i swego plemienia, Jezus umiał dzięki płodnym w skutki nieporozumieniom oprzeć na nich szczytne prawdy. Zapowiadanem przez niego królestwem było niezawodnie objawienie, które miało się niebawem urzeczywistnić w niebie. Ale prócz tego i prawdopodobnie nadewszystko było to królestwo ducha, dzieło wolności i dziecięcego oddania, które każdy cnotliwy człowiek odczuwa na łonie swego Ojca. Była to religia czysta, bez żadnych praktyk, bez świątyń, bez kapłanów; był to sąd sumień sprawiedliwych, sąd spoczywający w rękach ludu. Oto, co miało być stworzonem, aby żyło, oto, co żyło! Gdy po upływie stulecia daremnego oczekiwania nadzieja materyalistyczna w bliski koniec świata zawiodła, ukazało się dopiero w całej pełni królestwo boże. Uprzejmi wyjaśniacze opuszczają zasłonę na realne królestwo, które się nie ziściło. Ponieważ Objawienie Jana, pierwsza księga kanoniczna Nowego Testamentu[1], zbyt wielki nacisk kładzie na bliski przewrót, przeto usuwa się ją w cień, nazywa niezrozumiałą, tłómaczy w tysiączny sposób a czasem nawet odrzuca. Spełnienie jej zapowiedzi odkłada się co najmniej gdzieś w daleką nieokreśloną przyszłość. Kilku pobożnych maruderów, którzy zachowali jeszcze nadzieje pierwszych uczniów, zostaje heretykami
- ↑ Justyn, Dial. cum Tryph. 81.