ich planeta zginie, przyjęła ona tę wiadomość z żywą radością. Ale skoro się ludzkość postarzała, poczęła znowu lgnąć do życia. Dzień łaski, wyczekiwany tak długo przez czyste dusze galilejskie, stał się dla tych żelaznych wieków dniem gniewu: Dies irae, dies illa! Ale nawet i w łonie barbarzyństwa idea królestwa bożego pozostaje płodną. Pomimo feudalnego kościoła protestowały wciąż imieniem ewangielii przeciw niesprawiedliwości świata sekty, zakony, święci. Nawet śród naszych czasów, śród owych czasów posępnych, kiedy jedynymi właściwie uprawnionymi następcami Jezusa byliby ci, którzy go właśnie nie uznają, są owe sny o idealnym ustroju społecznym, tak podobne do wysileń pierwszych sekt chrześcijańskich, do pewnego stopnia odroślami tej samej idei, gałęziami olbrzymiego drzewa, z którego strzela wszelki pęd ideowy przyszłości, którego pniem i korzeniem będzie po wieki wieków »królestwo boże«. Z szczepu tego wyjdą wszystkie socyalne rewolucye ludzkości. Ale ponieważ »socyalistyczne« próby naszych czasów związane są z grubym materyalizmem i dążą do niemożebności, chcąc powszechne szczęście oprzeć na politycznych i gospodarczych podstawach, przeto pozostaną bezpłodne, dopóki nie przejmą się prawdziwym duchem Jezusa t. j. bezwzględnym idealizmem, zasadą, że kto chce świat zdobyć, musi się go zrzec.
Z drugiej strony idea »królestwa bożego« to nader szczęśliwy wyraz owej potrzeby, odczuwanej przez każdą duszę, która szuka kompensaty za los, za obecne życie. Nawet ci, którzy nie sądzą, iż człowiek składa się z dwóch substancyi, dla których deistyczny dogmat o nieśmiertelności duszy stoi w sprzeczności z psycho-