Strona:Ernest Renan - Żywot Jezusa.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

żyło, aby się tylko jego kochało. Mawiał: »A jeśli kto idzie do mnie a niema w nienawiści ojca swego i matki i żony i dzieci i braciej i sióstr, jeszcze też i duszy swojej, nie może być uczniem moim«[1] — »Tak tedy każdy z was, który nie odstępuje wszystkiego, co ma, nie może być moim uczniem«[2]. W słowach jego pojawiło się coś dziwnego, coś nadludzkiego; był to niby ogień, pożerający życie u samego korzenia i zamieniający wszystko w okropną pustynię. Uczucie dzikiego wstrętu do świata i przesadne zaparcie się siebie, owa oznaka chrześciańskiej doskonałości, to już nie ów pogodny moralista pierwszych dni, ale posępny olbrzym, którego coraz bardziej z pośrodka ludzkości wytrącały jakieś wielkie przeczucia. Możnaby mniemać, że w tych chwilach walki z uprawnionemi potrzebami serca zapomniał o rozkoszy życia, kochania, patrzenia, odczuwania. Nie uznając już żadnej miary odważył się mówić: »Kto chce zostać moim uczniem, niechaj się zaprze siebie a idzie za mną! Kto kocha więcej ojca swego i matkę swoją, nie jest mnie godzien; kto kocha więcej syna swego i córkę swoją, nie jest mnie godzien. Bo co pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał a na duszy swej szkodę podjął? Kto poświęca życie swoje dla mnie i dla Ewangielii, ten będzie zbawiony«[3]. To wyzywanie natury znamionują dwie anegdoty, których wprawdzie nie można uznać za historyczne, ale które dają bądź co bądź trafną charakterystykę duchowej fizyo-

  1. Łuk. XIV, 26. Trzeba tu uwzględnić przesadę stylu Łukasza.
  2. Łuk. XIV, 33.
  3. Mat. X, 37—39; XVI, 24—25; Łuk. IX, 23—25; XIV, 26—27; XVII, 33. Jan XII, 25.