Strona:Ernest Renan - Żywot Jezusa.djvu/342

Ta strona została uwierzytelniona.

który czuł się tak swobodnym nad brzegiem owego małego, pięknego jeziora, tu wobec pedantów stał się nieśmiałym, niezdecydowanym. Ustawiczne odzywanie się o sobie stało się nudne[1]. Musiał więc zostać dyalektykiem, egzegezantem, teologiem. Rozmowy jego, pełne zazwyczaj uroku, zamieniły się w kanonadę dysputacyi[2], w szereg bitew scholastycznych. Harmonijny duch jego osłabł w bezpożytecznej argumentacyi na temat Zakonu i proroków[3] a nieraz widzimy z niechęcią, że jest napastnikiem[4]. Drażni nas ta łatwość, z jaką daje się wciągnąć w szereg niebezpiecznych prób, którym go poddają nietaktowni kłótnicy[5]. Na ogół dość zręcznie wychodził z takich sytuacyi. Jego wyjaśnienia były nieraz bardzo bystre (prostota łączy się często ze sprytem; gdy dusza prostacza pocznie rozumować, staje się zawsze trochę solistyczną); pokazuje się także, iż nieraz wywoływał nieporozumienia i umyślnie długo ich nie wyjaśniał[6]; argumentacya jego, rozpatrywana ze stanowiska logiki Arystotelesa, jest bardzo słaba. Ale tryumfował zawsze, ilekroć mógł błysnąć nieporównanym urokiem swego ducha. Pewnego dnia chciano go wprowadzić w kłopot, sprowadzając cudzołożnicę i pytając go, jak należy z nią postąpić. Znana jest podziwienia godna odpowiedź Jezusa[7]. Subtelna ironia światowca,

  1. Jan VIII, 13 i nast.
  2. Mat. XXI, 23—37.
  3. Mat. XXII, 23 i nast.
  4. Mat. XXII, 42 i nast.
  5. Mat. XXII, 36 i nast. 46.
  6. Należy przejrzeć przedewszystkiem dysputy podane przez Jana np. roz. VIII; wiadomo wszelako, że autentyczność ich jest wątpliwa.
  7. Jan VIII, 3 i nast. Ustęp ten nie wchodził pierwotnie w skład