wym synem Abrahama; ku większemu zgorszeniu prawowiernych Zacheusz został świętym: miał podobno połowę majątku rozdać pomiędzy ubogich i podwójnie wynagrodzić zło, które kiedykolwiek wyrządził. Nie było to zresztą zdarzenie odosobnione, które tak rozradowało Jezusa. Kiedy opuszczał miasto, ucieszył go niemało żebrak Bartymeusz[1], który go ustawicznie obwoływał »Synem Dawidowym«, choć kazano mu milczeć. Zdawało się przez chwilę, że szereg galilejskich cudów powtórzył się i w tej okolicy, która była tak podobną do prowincyi północnych. Przepiękna oaza Jerychońska, wówczas pewnie dostatecznie zawodniona, musiała należeć do najwspanialszych miejscowości Syryi. Józef Flaviusz mówi o niej z takim samym zachwytem, jak o Galilei, i nazywa ją, jak tamtą, »krainą boską«[2].
Po powrocie z owej wycieczki, niemal pielgrzymki do miejsc pierwszych swych proroczych występów, Jezus zatrzymał się w ukochanej Betanii, gdzie miało też miejsce szczególne zdarzenie, które wywarło decydujący wpływ na resztę dni jego życia[3]. Uczniowie niezadowoleni ze złego przyjęcia misyi królestwa bożego w stolicy, żądali od Jezusa jakiegoś wielkiego cudu, któryby wywarł silne wrażenie na niedowiarczych Jeruzalemczykach. Zdawało się, że najskuteczniej podziała wskrzeszenie jakiegoś człowieka, znanego w całem mieście. Należy baczyć, że główną podstawą krytyki jest uchwycenie różnic pomiędzy epokami i wyzbycie się