zygnacya i niebiańska wola[1]. Instynkt artystyczny synoptyków, którzy często za normę przyjmowali prawdopodobieństwo i skutek, przeniósł tę scenę na ostatnią noc Jezusa, na chwilę przed jego pojmaniem. Gdyby to było prawdą, wtedy nie możnaby zrozumieć, dlaczego Jan, który miał być świadkiem tej wzruszającej sceny, szeroko opisując wieczór czwartkowy, nic o niej nie wspomina[2]. Da się więc tylko powiedzieć, że w tych ostatnich dniach Jezus uczuwał okropne brzemię podjętej misyi. Natura ludzka znowu odezwała się w nim na chwilę. Zaczął powątpiewać o swem dziele. Lęk i zwątpienie ogarnęły go i przyprawiły o omdlenie, gorsze od śmierci. Człowiek, który poświęcił dla wielkiej idei swój spokój i uprawnione nadzieje życiowe, uczuwa zawsze chwile smutnego upadku, gdy mu po raz pierwszy ukaże się widmo śmierci i gdy to widmo usiłuje go przekonać, że wszystko jest marnością. A może w tej chwili nawiedziło go jedno z tych wspomnień wzruszających, które nachodzą najsilniejszych a ranią jak miecze? Może wspomniał owe kryształowe źródła Galilei, w których mógł był szukać odświeżenia? Cienie figi lub winnej macicy, pod któremi siadywał? Dziewice młode, które mogły były go pokochać? Może przeklinał swój los, który mu odjął wszelkie radości ludzkie? Czy żal mu było swej duszy podniosłej i, ofiara wielkości, płakał, że nie został prostym rzemieślnikiem z miasteczka Na-
- ↑ Mat. XVIII, 36 i nast.; Marek XIV, 32 i nast; Łukasz XXII, 39 i nast.
- ↑ Jest to tem szczególniejsze, że Jan lubi szeroko opowiadać rzeczy i akcentować szczegóły, które jego dotyczą, albo których był świadkiem (XIII, 23 i nast.; XVIII, 15 i nast.; XIX, 26 i nast., 35; XX, 2 i nast.; XXI, 20 i nast.).