wezbrało wtedy najszczytniejszą miłością dla otaczającego go małego kościoła[1]. I lżej się uczyniło jego silnej duszy, którą gnębiły ciężkie przeczucia. Dla każdego ze swych przyjaciół miał jakieś dobrotliwe słowo. Szczególniej czule zwracał się do dwóch, do Piotra i Jana. Jan (przynajmniej tak nas zapewnia) spoczywał na łożu obok mistrza i opierał głowę na jego łonie. Pod koniec wieczerzy zdradził się niemal Jezus z tajemnicą, która mu ciążyła na sercu: »Zaprawdę«, rzekł, »mówię wam, jeden z was mnie zdradzi«[2]. Dla tych prostaków był to moment powszechnej trwogi; patrzyli po sobie pytającemi oczyma. Judasz był przy tem obecny; może Jezus, który go już podejrzywał od jakiegoś czasu, chciał go zbadać, chciał dociec prawdy z jego zakłopotanego spojrzenia i zmieszanej twarzy. Ale niewierny uczeń nie stracił zimnej krwi; podobno miał odwagę spytać razem z innymi: »Rabbi, czy to ja?«
Ale prawa dusza Piotra była jak na torturach. Dał znak Janowi, aby wybadał mistrza, kogo ma na myśli. Jan, który mógł był rozmawiać z Jezusem, nie będąc przez innych słyszanym, prosił go o wyjaśnienie. Ale Jezus, który tylko podejrzywał, nie chciał wymienić żadnego nazwiska; rzekł jedynie Janowi, aby dał baczenie na tego, któremu poda umaczany chleb. I zaraz, umoczywszy kawałek, podał Judaszowi. Wiedzieli o tem tylko Jan i Piotr. Jezus skierował do Judasza kilka słów, zawierających krwawy wyrzut, ale inni tego nie zrozumieli. Mniemano, że Jezus dał mu zlecenia w sprawie