nego judaizmu był on rzeczywiście bluźniercą, targającym się na istniejący kult; otóż taka zbrodnia była przez prawo karana śmiercią[1]. Zgromadzenie uznało go jednogłośnie za winnego zbrodni głównej. Ci członkowie rady, którzy mu sprzyjali, byli nieobecni, albo też wstrzymali się od głosowania[2]. Stare arystokracje nie zastanawiają się długo nad wyrokiem i jego skutkami. Wtedy życie ludzkie poświęcano z wielką łatwością; członkowie Sanhedrynu prawdopodobnie zupełnie o tem nie myśleli, że ich wnukowie będą musieli oburzonym czasom późniejszym zdać rachunek z tak lekkomyślnie wydanego wyroku.
Sanhedryn nie miał prawa wykonać wyroku[3]. Ale wobec zamięszania, jakie wtedy co do kompetencyi panowało w Judei, Jezus od tej chwili uchodził już za skazańca. Przez resztę nocy był wydany na pastwę służby, która nie oszczędziła mu żadnej zniewagi[4].
Nazajutrz rano zebrali się znowu na naradę najstarsi kapłani i arystokracya[5]. Szło o to, aby uzyskać od Piłata potwierdzenie wyroku, wydanego przez Sanhedryn, gdyż od czasu okupacyi rzymskiej wyrok taki nie miałby żadnego znaczenia bez potwierdzenia ze strony wielkorządcy. Prokuratorowi nie przysługiwało właściwie prawo miecza, jak legatowi. Ale Jezus nie był obywatelem rzymskim; przeto potwierdzenie takiego wyroku było możliwe. Jest to rzecz zwykła, że jeżeli