Strona:Ernest Renan - Żywot Jezusa.djvu/421

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieł, dokonanych przez potężną wiarę, doznajemy dwojakiego wrażenia, szkodliwego dla prawdziwej krytyki historycznej. Z jednej strony jesteśmy pochopni do uważania tych kreacyi za coś nieosobistego; mówi się często o dziele zbiorowem, choć było ono dziełem jednej potężnej woli i jednego wyższego umysłu. Z drugiej zaś strony chcemy się dopatrywać w owych twórcach istot do nas niepodobnych, istot nie ludzkich. Starajmy się lepiej odczuwać nieprzebrane skarby sił natury. Za dni naszej cywilizacyi, nad którą czuwa pedantyczna policya, nie mamy pojęcia o tym rozmachu duszy, jaki cechował ludzi, którzy istotnie rozwijali się swobodnie. Przypuśćmy, że dziś gdzieś w pobliżu wielkomiejskiego rozgwaru żyje jakiś pustelnik, który nareszcie z samotni swej wychodzi, staje w pałacach władców i objawia im tonem apodyktycznym bliskość apostołowanego przez siebie przewrotu. Na samą myśl czegoś podobnego już się uśmiechamy. A przecież tak postąpił Eliasz. Ale za dni naszych Eliasz Tesbita nie zaszedłby dalej, jak do bramy wjazdowej Tuillerów. Przemówienia Jezusa, jego swobodna działalność w Galilei, byłaby także czemś niezwykłem w czasach naszych. Te wielkie duchy wykazywały w działaniu niesłychaną energię, nie skrępowane naszą tanią uprzejmością, naszem szablonowem wychowaniem, które nas wprawdzie wysubtelnia, ale też i osłabia. Duchy te wydają się nam dziś olbrzymami czasów bohaterskich, które nigdy nie istniały! Błąd zasadniczy!... To byli nasi bracia, to byli ludzie naszego wzrostu, czuli i myśleli, co my. Ale tchnienie boże było w nich wolne; myśmy je natomiast spętali powrozami małostkowości społecznej, skazanej na nieśmiertelność swej przeciętności...