w siebie, lub (jeżeli mamy mówić językiem scholastyków) był jej odpowiednikiem, ale dlatego, że był osobistością, która śród całego plemienia ludzkiego najbardziej się posunęła ku boskości. Ludzkość, brana jako całość, posiada tyle istot niskich i egoistycznych, że różnią się one od zwierząt tylko tem, iż egoizm ich jest obmyślony. Ale z tej ludzkiej szarzyzny i małości strzelają niekiedy w niebo kolumny olbrzymów, świadczące o szlachetniejszem powołaniu. Jezus jest najwyższą z tych kolumn, ukazującą ludziom, skąd przyszli i dokąd dążyć mają. Natura skupiła w nim wszystkie swe najlepsze pierwiastki. Nie był on bez grzechu; zwyciężał w sobie te same namiętności, z któremi my walczymy; nie pocieszał go żaden anioł zesłany od Boga, tylko jego własne czyste sumienie; żaden szatan go nie kusił, chyba tylko ten, który się czai w sercu każdego z nas. Jak z winy jego uczniów przepadło dla nas wiele pięknych cech jego charakteru, tak też prawdopodobnie zaginęła wieść o jego błędach. Ale nikt bardziej od niego nie wyzwolił się dla dobra ludzkości z ciasnego samolubstwa. Tak był bezwzględnie oddany swym myślom, do tego stopnia reszta była dla niego małoważna, że w ostatnim okresie życia świat przestał poprostu dla niego istnieć. Bohaterska siła woli pomogła mu zdobyć niebo. Z wyjątkiem jednego chyba Sakya-Muni nikt tak stanowczo nie zerwał z rodziną, z rozkoszami tego świata, z wszelkiemi troskami ziemskiemi, jak on. Żył tylko dla Ojca swego i dla misyi, którą miał spełnić według swego wyobrażenia.
My, skazani na wieczne dziecięctwo, na wieczną niemoc, nie zbierający nigdy plonu ze swych posiewów, nie oglądający nigdy owoców naszego trudu, schylmy