wciąż za nimi jakiś kronikarz, notujący wyraz ich twarzy, chód, stan uczucia? Spróbujmy z całą dokładnością ustalić jakiś dzisiejszy fakt; okaże się to niemożliwem. Dwaj naoczni świadkowie opowiedzą jedno i to samo zupełnie inaczej. Ale czyż dlatego należy odrzucić całą relacyę i pozostawić tylko nagi fakt? To zabiłoby historyę. Jestem przekonany, że z wyjątkiem jakichś krótkich, wrażających się łatwo w pamięć sentencyi, żadna z zapisanych u Mateusza mów nie jest dosłownie zanotowaną mową Jezusa, gdyż nie leżą przed nami stenografowane protokuły. Natomiast chętnie przyznaję, że cudowny opis mąk Jezusa zawiera cały ogrom prawdopodobieństwa. Czyż mielibyśmy jednak, przedstawiając życie Jezusa, opuścić te mowy, które tak nam malują jego fizyonomię duchową, i ograniczyć się tylko do tego, co powiedział Tacyt i Józef Flavius: »że stał skazany na śmierć przez Piłata z poduszczenia kapłanów«? To byłaby większa nawet nieścisłość, niż uznanie tych wszystkich przekazanych nam przez ewangielie szczegółów za zupełnie autentyczne. Szczegóły te nie są prawdziwe dosłownie; ale one są prawdziwe w znaczeniu wyższem; one są prawdziwsze od nagiej prawdy, one są bowiem wyrazem prawdy podniesionej do wyżyny idei.
Ktokolwiekby mniemał, że zbyt wielkie znaczenie przypisuję relacyom przeważnie legendowym, niechaj weźmie pod uwagę to, co zaraz powiem. Cóż pozostałoby nam z życiorysu Aleksandra, gdybyśmy chcieli trzymać się tylko tego, co jest absolutnie pewne? Nawet pod niejednym względem błędna tradycya zawiera cząstkę prawdy, której historya lekceważyć nie powinna. Nie uczyniono zarzutu Sprengerowi, że kreśląc żywot Ma-