dem mego osiedlenia się na granicy Galilei i dała mi możność odbywania częstych po niej podróży. Zwiedziłem ziemie ewangieliczne we wszystkich kierunkach; zwiedziłem Jerozolimę, Hebron, Samaryę; nie opuściłem żadnej miejscowości, mającej związek z historyą Jezusa. Owóż ta historya, która z biegiem czasu zamienia się dla nas w coś nieuchwytnego, w coś, co wisi w obłokach, przybrała potem dla mnie kształty tak konkretne, że mnie to napełniło zdumieniem. Uderzająca zgodność tekstów z charakterem krainy, cudowna harmonia pomiędzy ideałem ewangielicznym a ziemią, która stanowiła jego tło, wszystko to podziałało na mnie jak objawienie. Miałem przed oczami jakąś piątą ewangielię, podartą wprawdzie, ale czytelną, i wtedy z opowiadań Mateusza i Marka wyłoniła się ku mnie nie jakaś istota abstrakcyjna, o której możnaby powiedzieć, że nigdy nie istniała, ale olbrzymia postać ludzka, która żyła, która działała. Przybywszy latem do Gaziru w Libanie w celu odpoczynku, począłem szkicować pobieżnie obraz tego, co widziałem i owóż powstała w ten sposób niniejsza książka. Kiedy surowy los zmusił mnie do przedwczesnego wyjazdu, brakło zaledwie kilka kartek do zupełnego ukończenia. Więc książka ta powstała w najbliższem sąsiedztwie okolic, gdzie się Jezus narodził i gdzie żył. Od chwili mego powrotu pracowałem nad nią dalej bez przerwy, obstawiony księgami, sprawdzając wszystkie szczegóły owego szkicu, nakreślonego pospiesznie w chacie Maronity.
Może mi ktoś zarzuci, że niepotrzebnie obrałem formę biografii. Kiedy po raz pierwszy zamierzyłem skreślić historyę początków chrześciaństwa, chciałem podać tylko historyę doktryn z zupełnem prawie wyłączeniem