gusłach i czarach, jak to widzimy dotąd w różnych częściach Australii. U innych plemion znalazło swój wyraz w haniebnych rzeziach ludzi na ofiarę bogom, wyciskając np. charakterystyczne piętno na starożytnej religii Meksyku. Gdzieindziej wreszcie zamieniło się na czysty fetyszyzm, na cześć oddawaną różnym przedmiotom, którym przypisywano siłę nadprzyrodzoną. Jak popęd miłosny, który niekiedy najlichszego człowieka dźwiga wysoko nad codzienność, ale też często strąca go w otchłań barbarzyństwa i zbrodni, taksamo uczucie religijne przez całe szeregi wieków było rakiem, toczącym ludzkość, rakiem, którego, zdaniem ludzi rozumnych, trzeba było wyciąć, gdyż rodził okropne obłędy i zbrodnie.
Świetna cywilizacya, która zakwitła jeszcze za bardzo odległej starożytności w Chinach, Babilonie i Egipcie, udoskonaliła także pod niejednym względem religię. Chińczycy dzięki swemu rozsądkowi doszli dość wcześnie do pewnej miary, która ich ustrzegła od poważnych zboczeń. Religia u nich nie miała stron ani dodatnich, ani ujemnych. Pozostała ona w tyle po za wielkimi prądami dążeń ludzkich. Religie Babilonii i Syryi były zawsze bardzo zmysłowe. Dopóki zupełnie nie zaginęły, co nastąpiło w IV albo V wieku naszej ery, były poprostu szkołami niemoralności, z których jednakowoż wskutek wyobrażeń poetyckich od czasu do czasu strzelał jakiś promyczek na świat boży. Egipt znowu, pomimo pozornego fetyszyzmu, zdobył się dość wcześnie na metafizyczne dogmaty i podniosłą symbolikę. Wątpić jednak należy, czy wywody subtelne owej teologii były oryginalne. Jasno myślący rozum ludzki nie przybierał nigdy swych wyobrażeń w symbole; doszukujemy się