nauki pozytywnej, tonął całą duszą w cudowności. A tej cudowności Żydzi łaknęli wtedy tak, jak nigdy. Nawet Filon Aleksandryjski, który żył przecież w samem środowisku ówczesnego ruchu umysłowego, posiada wiedzę lichą i czczą.
Pod tym względem Jezus niczem się nie różnił od swych rodaków. Wierzył w dyabła, którego sobie wyobrażał jako ducha złego[1]; mniemał wraz z całym ówczesnym światem, że choroby nerwowe pochodzą od opętania przez demony. Zjawiska nadprzyrodzone nie były dla niego czemś nadzwyczajnem, czemś wyjątkowem, ale przeciwnie, czemś całkiem zwykłem, prostem i naturalnem. Skoro człowiek zapozna się z naukami doświadczalnemi, przestaje wierzyć w zjawiska nadprzyrodzone; ale nie znając fizyki i nie operując podobnemi pojęciami, musi wierzyć, że wskutek jego modłów pada deszcz lub nastaje pogoda, że można chorych cudownie uzdrawiać a nawet wskrzeszać umarłych; cud nie jest właściwie dla niego cudem, mniema bowiem, że każde zjawisko świata tego jest niedostrzegalnym aktem wolnej woli Boga. Z tego stanowiska Jezus nie schodził nigdy. Wszelako wyobrażenia te przybierały w jego duszy całkiem inny charakter, niż w duszach prostactwa. Tłum dzięki takim wyobrażeniom stał się naiwnie łatwowiernym, słuchał głosu pierwszego lepszego szarlatana. Jezus poprzestał na tem, iż wierzył w obcowanie z Bogiem i w nadzwyczajną potęgę człowieka obdarzonego silną wiarą; ten piękny błąd stał się rzeczywiście źródłem jego własnej siły; bo aczkolwiek dzi-
- ↑ Mat. VI, 13: »I nie wwódź nas na pokuszenie, ale zbaw ode złego.«