Strona:Ernest Thompson Seton - Kotka śmieciarka.pdf/7

Ta strona została uwierzytelniona.

Czarnucha zdumiała. Cóż to się stać mogło? Przecież od pół roku otrzymywała codziennie swój kąsek, czyżby jej nie poznał kulawy Piotr? O nie, wiedział on dobrze, co robi! Przecież od paru tygodni nie płaciła za nią pani piekarzowa. Wprawdzie Piotr nie prowadził książek rachunkowych, ale zapisywał sobie wszystko w swej głowie, która go nigdy jeszcze nie omyliła.
Trudno byłoby opisać każdego z tych kotów, bo w przeciągu dnia przewinęło się ich ze czterysta koło wózka, a cóż dopiero powiedzieć o tych, które, nie zapisane na liście Piotra, stały zdala, zwabione miłym zapachem i czekały miłosiernego kąska.
Wśród tej gromady zwracała uwagę przedewszystkiem mała, wysmukła szara kotka, która zapewne nie miała żadnego opiekuna, bo po zapadłych jej bokach było widać, że żyła własnym przemysłem i że głód był jej częstym towarzyszem. Po jej zaś niezbyt czystem futerku można było przypuszczać, że zaglądała nieraz do śmietników.
Wyszła ze swego ukrycia wolniutko i nieśmiało, stanęła wśród swych eleganckich towarzyszów i oglądając się co chwila za psami, zerkała pożądliwie na wóz z wątrobą. Przypatrywała się z uwagą każdemu szczęśliwcowi, który z rozognionemi oczami odchodził od wózka ze smacznym kąskiem w pyszczku — ale nic na tem nie zyskała. Aż wreszcie stał się niespodziewany wypadek. Oto na jednego szczęśliwego zdobywcę napadł czarny wielki kot. Napadnięty tak się przeraził, że uciekając upuścił kąsek. Widząc to, kotka chwyciła zdobycz, zanim czarny kocur zdołał ją porwać.