Strona:Etnobiologia 2011 5.pdf/9

Ta strona została przepisana.

bukowińskich (występowanie oboczności językowych w jednej i tej samej wsi), moje obserwacje wydają się to potwierdzać (Krasowska 2006: 148). Górale bukowińscy mają świadomość wielości nazw. Zdarzył mi się rozmówca, który pytał mnie, jak u nas nazywa się pewna roślina, bo chciał dodać nową nazwę do kolekcji nazw lokalnego taksonu, którą już miał w swoim zielniku mentalnym.
Innym czynnikiem wpływającym na obecność wielu nazw jednego lokalnego taksonu w zielnikach mentalnych jest wielość źródeł, z których pochodzi wiedza w nich zawarta (kontakty z członkami rodziny ze starszych i równoległych pokoleń, rzadziej młodszych) i sąsiadami, z książek, od lekarzy oficjalnej medycyny, z informacji na pudełkach z ziołami sprzedawanymi w aptece, rzadko z telewizji itp.). I tak nowe elementy zielnika pozyskiwane od lekarzy, z książek, apteki czy telewizji (źródeł dalszych od bezpośredniego doświadczalnego postrzegania przyrody, bez bezpośredniego kontaktu ze środowiskiem i w sytuacji kiedy doświadczenie i tradycja wcale nie muszą być dzielone) zawsze miały nazwę. Te poznawane w bezpośrednim kontakcie ze środowiskiem, przez własne doświadczenie, czy kontakt z sąsiadami i członkami rodziny, wcale nie musiały być nazwane. Moim zdaniem należą one w jakimś sensie do różnych porządków oralnego i doświadczanego cieleśnie. Przeczy to w pewnym stopniu często spotykanym w literaturze koncepcjom, że nienazwanie świadczy o degeneracji wiedzy (por. Krupnik & Vakhtin 1997).
Dodatkowo ta wielość może być powodowana przez nie przywiązywanie dużej wagi do nazw roślin, które było charakterystyczne dla wielu spośród moich rozmówców. Może to powodować, że nazwy łatwo powstają i łatwo znikają. Miałam wrażenie, że przypominanie sobie nazw i to, że niektórzy czuli się zawstydzeni nie mogąc tego zrobić, było bardzo związane z moją osobą. W rozmowach między góralami bukowińskimi, których byłam przypadkowym świadkiem, szczególnie odbywających się na dworze, nazwy pojawiały się rzadko, częściej słyszałam opisy lokalnych taksonów, a najczęściej były one po prostu pokazywane palcem. O nie przywiązywaniu dużej wagi do nazw roślin może również świadczyć fakt, że lokalne taksony, rozpoznawane jako różne, bywają określane jedną nazwą, np. jawor – tak jedna z rozmówczyń (K. 35 lat) mówi na drzewo – klon jawor (Acer pseudoplatanus) i na roślinę doniczkową, którą ma w domu (nie udało mi się oznaczyć tego taksonu), czy kalina – tak inna rozmówczyni (K. 31 lat) nazywa dwie różne rośliny ozdobne, które uprawia – hortensję ogrodową (Hydrangea macrophylla) i wilczomlecz lśniący (Euphorbia milii).
Wszystkie wymienione czynniki wpływają na to, że w moich badaniach często pojawiały się nazwy użyte tylko przez jedną osobę. Doskonałym przykładem jest tu lebiodka pospolita (Origanum vulgare) – powszechnie nazywana dobra myśl ewentualnie dobra myśla, lub z rumuńskiego suvârf. Tylko jedna rozmówczyni nazwała ją inaczej – fioletowa druciana trowa. Drucianą trową większość rozmówców nazywa dziurawiec (Hypericum sp.), podobnie robi i wspomniana rozmówczyni, z tym, że dodaje przymiotnik „żółta”. Spytana o nazwę dobra myśl stwierdziła, że o roślinie o takiej nazwie nigdy nie słyszała. Co ciekawe jej najbliższe sąsiadki, z którymi czasem rozmawia o roślinach, używają wyłącznie nazwy dobra myśl.
Nieznajomość nazw roślin, które są ważne w zielniku, może wydawać się dziwna, ale jestem przekonana, że wielu czytelników tego tekstu nie zna nazw roślin ozdobnych, które rosną u nich w domach na parapetach albo nadaje im swoje własne nazwy należące do domowego idiolektu. Nie zmienia to faktu, że mogą być bardzo emocjonalnie z nimi związani i mogą mieć one duże znaczenie w ich zielnikach mentalnych. W zielnikach mentalnych na Bukowinie właściwie nie ma samych nazw bez odpowiadających im roślin, zwykle jeśli ktoś zna nazwę, zna też roślinę, miał z nią fizyczny kontakt.
Z tym, że ważne dla ludzi mogą być rośliny bez nazwy, kontrastują opisy wiedzy o