krotnie we wszystkich przeszli kierunkach, a przebywając wśród nich na każdéj takiéj wycieczce nie po swoje po kilka dni, najdokładniéj poznali ich rozkład. Z pomiędzy nich tedy wybierać należy przewodników; ale że przy tym wyborze prócz znajomości gór inny jeszcze czynnik wchodzić powinien w rachubę, to jest, usposobienie i wartość moralna przewodnika, więc i między tymi przewodnikami będą i są różnice, polecające jednych, a odradzające drugich.
W ostatnich kilku latach Tatry coraz liczniéj są zwiedzane, a wieś Zakopane jest miejscem zborném dla wszystkich podróżnych przybywających od północy, jak Szmeks dla tych, co od południa zaglądają w Tatry. Nastręczający się więc zarobek w najgorszym dla Podhalan czasie, bo na przednówku, usposobił zwolna wielu z górali zakopiańskich na przewodników; rzucili się do tego nawet tacy, którzy pierwéj ledwie z nazwiska najbliższe znali szczyty. Niejeden, co z posłuchu tylko wiedział o Rybiém, dziś prowadzi do niego przez Zawrat, puszcza się na Krywań, pod Łomnicę, Gierlach i Turnię lodową, przeprowadzi do Szmeksu przez labirynt dolin i turni, stanowiący trzon Tatr.
Nie mając atoli zamiaru skreślić obraz wszystkich przewodników zakopiańskich, ograniczymy się do trzech, jak się nam zdaje, najznakomitszych, Jędrzeja Wali, Macieja Sieczki i Szymona Tatara.
Wszyscy trzej, niegdyś strzelcy i świszczarze, wiele złego nabroili wtéj mierze. Dziś nietylko piérwsi dwaj, ale jak sobie tuszymy, i Szymek Tatar, i inni jeszcze Zakopianie tego samego dawniéj rzemiosła, stali się gorliwymi obrońcami i stróżami nietylko kóz i resztek świstaków, ale i ptastwa halskiego i innych zwierząt pożytecznych.