Strona:Eugeniusz Janota - Przewodnicy zakopiańscy.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

W górach stosunek ten znacznie się zmienia; wprawdzie i tutaj człowiek szuka i nachodzi korzyści, ale przy tém wszystkiém nie uczuje on snać nigdzie tak głęboko swojéj nicości i śmieszności onéj pychy, co to na wieczne czasy buduje, tworzy, zbiéra, zabiéra i niszczy, nigdzie nie zmaleje on tak, jak gdy go otoczą skaliste olbrzymy, pierworodne dzieci matki ziemi. Wprawdzie i wśród gór masz u ich stóp i po ich stokach uprawne pola, łąki, sady, lasy, których krasę zmiata ręka ludzka, kosa, sierp i siekiera tak samo, jak w równiejszym kraju; wszakże im daléj w górę, tém więcéj wyswobadza się przyroda z jarzma, w które ją wtłacza potrzeba i chciwość człowieka, tego niby bożka, a najczęściéj bałwana ziemskiego; co tu rośnie, co tu kwitnie i żyje, na tych szczytach urwistych, to już nie dla człowieka, nie dla jego nienasyconego żołądka i bezdennéj kieszeni, to jakby przyroda zastrzegła dla siebie, i świętém i nietkniętém miéć chciała od drapieżności ludzkiéj. Więc i strzelec, bo on jeden tylko namiętnością swoją kazi te wzniosłe przybytki wielkości Boga, takiém samém jest