Strona:Eugeniusz Janota - Przewodnicy zakopiańscy.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Młodszy od Wali Sieczka już od młodego chłopca chodził w góry z ojcem, który także był strzelcem. Miał on lat piętnaście, gdy pierwszą zabił kozę z wielką pociechą ojca i z niemałą dumą własną, a z wielkim smutkiem kóz. I odtąd był już ciągle strzelcem jak dla zysku, tak z namiętności. Lecz skoro przed rokiem Komisya fizyograficzna Towarzystwa naukowego Krakowskiego, a za jéj powodem Towarzystwo leśne węgierskie, Towarzystwa przyrodnicze w Preszburgu i Peszcie, Macica słowiańska w Turczańskim Św. Marcinie i kilka osób prywatnych zaczęło się ujmować za dzikiemi kozami i świstakami, Sieczka był pierwszym, który strzelbę oddał do dworu z oświadczeniem, że nie będzie więcéj prześladował tych zwierząt. Więc gdy się okazała potrzeba ustanowienia w tym celu straży, na któréj utworzenie Włodzimirz hr. Dzieduszycki i dwóch członków Komisyi fizyograficznéj złożyli potrzebny na początek fundusz, a p. Ed. Homolacz, właściciel Zakopanego i znacznéj części Tatr polskich, oraz członek Komisyi fizyograficznéj, okazał się ochoczym do zaprowadzenia takowéj, powierzono ją za pośrednictwem nadleśniczego dóbr zakopiańskich, p. G. Fingera, urzędownie Maciejowi Sieczce i Jędrzejowi Wali. Aż do tego czasu pracował Sieczka na utrzymanie rodziny swojéj jako hawiarz (górnik) w bani (kopalni) magórskiej. W lecie trudni się także przewodnictwem, ale zwykle tylko wtedy, gdy nie musi iść do bani. Żwawszy od Wali i Tatara, starszych od niego wiekiem i więcéj od niego spracowanych, żywszy od obu, odznacza się Sieczka prostotą nie tkniętą wpływem i ocieraniem się o ludzi obcych, odbijającemi się już dosyć widocznie w zachowaniu się a więcéj jeszcze w mowie Wali. W Krakowie był Sieczka tylko dwa razy, a to dopiéro tego lata; Tatry i Podhale po Nowytarg były dotąd całym jego światem. Nic dziwnego więc, że na téj duszy samorodnéj narósł niejeden przesąd, ale nie wyrósł on z saméj duszy. Chciwie téż chwyta Sieczka za każdym promykiem lepszéj wiedzy, która go podnosi i uszlachetnia. Mowa jego daleko skąpsza w wyrazy, niż u Wali, ale żywa i obfitująca w zwroty prawdziwie halskie, a zatém już z tego względu zajmująca. Przytém jest on bardzo religijnym i trzeźwym. Danego słowa za nic na świecie nie złamie. Raz przy pogadance o rzeczach tatrzańskich w wieczór dżdżysty i zimny, poczęstowano obu ulubioną herbatą. Wala pije ją z rumem, Sieczka już od wielu lat nie pije wódki. Więc wziąwszy łyżeczkę ze szklanki Wali, bośmy nie mieli na tyle łyżeczek, otarł ją o kolano, a potém trzonkiem zamięszał herbatę swoją. Zrazu uśmiechnąłem się i nie wiedziałem, dlaczego