Strona:Eugeniusz Janota - Przewodnicy zakopiańscy.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

Znających dobrze Tatry jest w Zakopaném jeszcze więcéj; są atoli między nimi i tacy, których ze względu na ich usposobienie naganne nikomu nie możemy polecić. Nie będziemy ich tu na teraz wymieniali; może się jeszcze zmienią i poprawią. Radzimy przeto przybywającym w Tatry trzymać się Wali, Sieczki i Tatara, a w razie potrzeby tych tylko, których oni nastręczą, nie godzi się bowiem odbierać zarobku ludziom zasługującym nań, a dawać go tym, co go wcale nie warci. W téj mierze dobrą byłoby rzeczą, gdyby przewodnictwo w Zakopaném tak urządzono, aby podróżni po kolei brali zaleconych przewodników. Nastręczający się przez to zarobek rozdzielałby się równo między tych, co nań zasługują, a żaden z nich nie miałby przyczyny do zazdroszczenia drugiemu. Przy téj sposobności musimy przestrzedz podróżnych przed nastręczającym się z jednaniem przewodników arendarzem przy kuźniach zakopiańskich, bo jeżeli komu, to jemu nie może chodzić o to, jakiego gość dostanie przewodnika, ale owszem o to, aby z płacy ugodzonéj sporą cząsteczkę do własnéj schował kieszeni. Użalali się na to Zakopianie. Radzilibyśmy także mieć wzgląd na to, że chodzenie po Tatrach nie przechadzka po bitym, równym gościńcu; więc objuczanie przewodników brzemionami więcéj jak pudowemi, jak to nieraz bywało, uważamy za rzecz nieludzką. Dla liczniejszego towarzystwa należałoby polecić obranemu przewodnikowi, aby ludzi potrzebnych do niesienia rzeczy dniem wprzódy sam sobie zamówił. Płacą zwyczajną dla przewodnika na dobę jest jeden złoty reński, czyli papierek, jak się wyrażają Podhalanie, prócz żywienia go. Kto więcéj dać chce lub może, niechaj da jako osobny podarunek dla dzieci, z przyczyny zaniedbanéj roboty jakiéj, mianowicie w czasie koszenia siana, a nie dla jakiéjś śmiesznéj dumy. Nie ma co przyuczać tego ludu do bezwstydności Włochów lub kelnerów i garsonów niemieckich, co za tytułowanie podróżnych w sposób nienależny bezwstydnie sobie każą płacić.