Strona:F. A. Ossendowski - Afryka.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.




W KRAJU PIRATÓW i SZEIKÓW.
(Z ALGERJI).

Czarne, ciężkie chmury gromadziły się nad Algierem. Od czasu do czasu zaczynał kropić deszcz, lecz ustawał po chwili. Od strony morza dochodził ryk i plusk bałwanów morskich, bijących w kamienne molo i piennemi strugami przelewających się przez mur. Silny, porywczy wiatr dął od gór Kabylskich, gdzie na najwyższych szczytach tam i sam majaczyły jeszcze białe płachty śniegu.
O tej późnej godzinie nocnej cisza panowała w ruchliwem mieście, nazywanem „Paryżem Afryki“. Tramwaje nie pędziły już wzdłuż szerokich ulic; zrzadka tylko przemykał się prywatny samochód. Chodniki puste były, a spadające liście kasztanów i magnolji mknęły z szelestem po kamiennych płytach, smagane wiatrem.
Na rogach ulic widniały skulone postacie francuskich policjantów, otulonych w ciepłe, granatowe peleryny.
Od strony zatoki dobiegał przeraźliwy ryk