Strona:F. A. Ossendowski - Afryka.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

skrzynie na południe... prorokowi... Alejkum salam, bracie!
Abdallah, zacisnąwszy w ręku sporą paczkę banknotów, uderzył wielbłąda piętami i szybko odjechał.
Odnalazłszy wydeptaną przez stada, wyraźnie widoczną na piargach ścieżkę, jechał szybko, aby jak najprędzej dotrzeć do rozbiegających się w różne strony wąwozów Sidi Salah. Miał zamiar zaczaić się tam i bacznie rozejrzeć po okolicy. Chciał przekonać się, co uczynią mieszkańcy Negriny z ładunkiem karawany i poganiaczami. Ukrywszy wielbłąda w wąwozie z rosnącemi po jego zboczach nędznemi krzaczkami tamarysków, wdrapał się na niewysoki pagórek i, położywszy się na nim, oglądał żółtą, falistą równinę, usianą odłamkami skał.
Wkrótce spostrzegł swoich poganiaczy, pędzących idące luzem wielbłądy.
Widocznie Arabowie nie doznali żadnej krzywdy, gdyż do uszu szeika dobiegły odgłosy ich śpiewu i wesołych okrzyków. W godzinę później od strony oazy wynurzył się długi sznur ładowanych wielbłądów, na chwilę zamajaczył na niewysokiem wzniesieniu pustyni i zniknął za horyzontem.
— Aha! — pomyślał Abdallah. — Berberowie ruszyli ze skrzyniami na południe.
Uspokoił się, przeliczył banknoty i, wyprowadziwszy swego garbatego wierzchowca, już bez obawy ruszył ku widniejącym woddali minaretom osady Sidi-Okba. Przejechał przez tę małą oazę, zatłoczo-